niedziela, 6 października 2013

Konformizm psuje charakter


Każdy chce być uznawany za niezależną, świadomą swego istnienia jednostkę, która ma pełne prawo do realizacji własnych pragnień. Każdy marzy o tym by jego życie było czymś wyjątkowym, czymś godnym zapamiętania.


                                                                                                                                                                Zauważyłam ostatnio modę na nieświadomy konformizm. W stylu "kochajmy się wszyscy i już".

Mówi się, że bez względu na presję otoczenia, winniśmy być szczerzy przede wszystkim względem siebie - bo to jest rzekomy klucz do wewnętrznej harmonii. Niestety, to jakże głębokie przemyślenie, 
w rzeczywistości często staje się tylko pustym frazesem. Ponoć istnieje niepisane prawo do własnej woli.  Jednakże z jednostkami tak to bywa, że wszystko co akceptowalne musi zostać zatwierdzone przez zalewającą niczym fala tsunami, masę. Próbuję sobie przypomnieć jak to było ze mną i moim dzieciństwem. Czy to wina rodziny, szkoły, że często czuję się tak, jakby nałożono na mój mózg zaklęcie" życia w cudzym cieniu"?  Czy często miałam coś do powiedzenia? Czy byłam otwarta?
Nie pamiętam. Wiem za to jedno, że aby przetrwać należy się podporządkować ramom, formom, które stworzyli inni ludzie. Rzadko spotykam na swojej drodze jednostki, które w sposób zupełnie szczery, w swojej w hierarchii stawiają siebie na pierwszym miejscu. Nie męża, nie żonę, nie matkę, nie ojca, - tylko siebie. Najczęściej nikt nie chce się wychylać, bo po co narażać się na odrzucenie grupy na której Ci zależy? Przecież nikt nie chce być nazywany księżniczką, bądź księciem. Takich ludzi mających muchy w nosie, nikt nie lubi. Każdy komentuje ich "bezczelne" zachowanie. Lubienie tego co lubią inni pozwala żyć w spokoju. Po co wyróżniać się? Po co zwracać na siebie uwagę? Zupełnie w stylu  "chcę być super, marzę o karierze, ale po cichu... Zgoda, buduje harmonię. Nie ma sensu niszczyć jej własnymi popędami do "BYCIA". Taki akt, według mnie sprzyja autodestrukcji. Konformizm zmusza do poświęceń. Zawsze wyodrębnia się zwycięzcę i przegranego. Dlaczego należy być zawsze miłym, mieć dobry nastrój, myśleć o tym, że jak człowiek chce coś powiedzieć, to należy mieć na uwadze to czy nie urazimy uczuć danej jednostki, która na pewno da nam odczuć, że zrobiliśmy coś złego "fosząc" się namiętnie, w sposób perfidny (ujawniając tym samym swój prawdziwy "charakterek") i wywołując w nas poczucie winy. 

Przykład z "ulicy". Jadąc swoim samochodem, kiedy chcę posłuchać mojej ulubionej Fur Elise Bethovena, muszę przełączyć na nijaką stację radiową, bo pasażerów męczy " moja muzyka". Skąd to wiem? Wystarczy zerknąć na miny towarzyszy podróży. Nie pytając ich o zdanie sama kieruję palce w stronę przełącznika. Dlaczego to ja mam się poświęcać w tak trywialnej kwestii ? Bo tak jest najłatwiej. Bo nie muszę oglądać skwaszonych min, słuchać komentarzy na mój temat (oczywiście od osób trzecich). Można czasem pozazdrościć ludziom, którzy są celebrytami własnego życia. Tym, którzy podejmując jakiekolwiek decyzje, nawet te niewiele znaczące, nie zastanawiają się nad tym 
w jaki sposób oceni ich otoczenie, tylko działają i akceptują to, że świat może odwrócić się od nich
i nigdy nie zechcieć spojrzeć na nich ponownie.Właściwie moje założenie nie musi być słuszne, może Oni są tylko wstrętnymi sobkami, nie liczącymi się z innymi ludźmi, bo w taki sposób zostali wychowani.
W takim razie skąd to wewnętrzne uczucie, które pojawia się i znika, kiedy wbrew modzie na konformizm, wyrażamy siebie i nie zostanie to zaakceptowane? Uczucie osaczenia. Skąd pojawiające się wrażenie, że trzeba szybko przeprosić, i zapomnieć o sprawie? Odpowiedź jest oczywista. Bo otoczenie nie jest przyzwyczajone do tego, że jego dominacja ma swoje granice, kiedy odczuwa realne zagrożenie, zaczyna wnioskować, że coś musiało wydarzyć się, bo Twoje zachowanie odbiega od tego do którego zostało przyzwyczajone.


Coś do zapamiętania!



































Na koniec dzisiejszej dygresji, piękny song

http://www.youtube.com/watch?v=QuNhTLVgV2Y&list=PLA9C456B2DC931CF1














czwartek, 3 października 2013

Dobry "CUG" nie jest zły.., wpis1

Zaobserwowałam u siebie zespół "CUGU".  Nie takim narkotykowym, alkoholowym czy nawet związanym z obżarstwem. Nie potrafię jednoznacznie określić czasu, kiedy to się zaczęło. Wpadam nagle i już w nim jestem..., na wiele godzin..., dni z przerwami na pracę.

Winni:
1.Dobra książka/manga/manhwa i inne...














2. Film/animacje

http://www.youtube.com/watch?v=jwHTijCwsMw&list=PLFD85351347DCAB88

3.Drama/anime
http://www.viki.com/

4.Pinterest
http://www.pinterest.com/

5. Przeklęty facebook

6. Azja i wszystko co kawaii!!!!!!














7.Melodia ulotna



















Uczciwiej byłoby zmienić kolejność, ale tak zostawię, bo poważniej wygląda :)

To nie tak, że narzekam. Lepiej być w "cugu", niż w nim nie być.Tylko, że  brak mi zdrowego rozsądku. Żyjąc w swoich czterech ścinach nadal się rozwijam, uczę czegoś nowego, doświadczam nowych emocji. Mogę zobaczyć rzeczy, których nigdy bym ujrzeć nie mogła. Tylko co z tego, skoro kiedy wiem, że mam do zrobienia dużo ważnych rzeczy, których nie powinnam odkładać..., odkładam je, bo MUSZĘ WIEDZIEĆ, CO BĘDZIE DZIAŁO SIĘ DALEJ. "Niby" manga czy drama nie zniknie nagle z serwera, książkę przecież zawsze można odłożyć na chwilę. "Niby"..., tak to może powiedzieć tylko ktoś, kto nigdy w "cugu" nie był. Adrenalina miesza się z uczuciem otępienia. To tak jak z telewizorem... albo jest włączony, albo wyłączony....,a życie przez palce przelewa się niczym woda z górskiego strumyka..

Blog, skupiać będzie się na wszystkim i niczym- czyli tym co w danej chwili tkwić będzie w mojej głowie.

Wrzucam linki, jakby ktoś szukał źródeł moich inspiracji.
Jutro nowa porcja.

Dzień 2

Post do długich należeć nie będzie, ale wynika to w mojego nadmiernego lenistwa i "wielkomiejskiego" wypadu, który przede mną :)


Nie miałam zbyt dużo czasu na szukanie internetowych "wspaniałości", myślę, że jutrzejszy dzień będzie idealny na stworzenie właściwego konceptu.
Dziś wrzucam moją"przyszłą zakładkę" do książki. Ta grafika porusza moje serce.
Jak wiadomo, dla każdego czytelniczego wariata
 zakładka jest czymś szczególnym. To musi być ta, nie inna. Dzięki kultowi zakładki powstaje magiczna zależność między czytelnikiem, zakładką a samą książką :)









„Dobrze widzi się tylko sercem. 
Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”